poniedziałek, 21 listopada 2011

11 Listopada.

W dniu jedenastego listopada lała się struga z mediów wszelkiego autoramentu, wylewająca obraz "okropnego zachowania" manifestujących w Warszawie. Jeśli ktoś trzymał nos przy telewizorze, to zapewne groza ogarnęła i jego. Ofensywa etatowych socjopatów i psychopatów była w tym dniu dość intensywna. Oczywiści robili to pod kryptonimem autorytetów naukowych, by swoje wynurzenia uzasadnić...
Jednak trzeba zadać sobie proste pytanie, które brzmi:" Jaka jest idea tego święta, zwanego Dniem Niepodległości"? Oto ideą tego święta, jest też demonstrowanie przywiązania do symboli narodowych, do symboli państwowych, tak, że nawet mundur historycznych formacji wojskowych jest tego wyrazem. Lecz, co spotkało maszerujących w  Warszawie? Otóż całe to zajście, to prowokacja władz, bezczelna i bandycka. Oczywiście władze Warszawy już w tym samym dniu zapowiedziały, że zgłoszą projekt ustawy do prezydenta, bo ten podobno ma zgłaszać nowelizację ustawy o zgromadzeniach, to niech zgłosi ich projekt, bo oni mają już doświadczenie.... No bełkot zupełny. Jednak to władze  rozwiązały legalną paradę, a blokujących ich przemarsz "tolerancyjnych tęczowych" nie. Takie zachowanie rodzi frustrację, bo jak to można stać się nielegalnym we własnym kraju? Na niepodległościowym pochodzie? Zachowanie policji, rodzi pytanie, czy polskiej, ale skoro tak, to jaki jest zakres jej odpowiedzialności i najważniejsze: "Kim ja jestem"? Czy we własnym kraju mam uciekać przed każdym i przed policją też? Procedury zatrzymań nie wiadomo, czy istnieją. Jesteś w tłumie, to twój pech. Podmiotowość obywatela nie istnieje w tym kraju. Kolejna sprawa, to tak zwani agresywni "kibole", czy "narodowcy". (Zamaskowanego lewctwa jak wiemy tam nie było (sic)). Oczywiście zamaskowani, ubrani prawie tak samo, że dziw bierze, że nie bili samych siebie... No właśnie. To policja nie wie, że oni muszą się nawzajem rozpoznawać? Nie wie kto jest z jakiej grupy? Musi być "swój-obcy" widoczne i wyraźne. A może nie było takiej potrzeby? Dlatego, że patrząc na zachowanie policji odniosłem wrażenie, że robi to, co każą a licho wie, czy nie z wozu transmisyjnego telewizji...?
Skandal i niebezpieczne zachowanie ludzi we władzach; przecież ktoś dopuścił do kontrmanifestacji, co już stanowi wielki zagrożenie dla porządku publicznego, ktoś dopuścił do przyjazdu zadymiarzy z Niemiec (tu pytanie, czy nie można im było zrobić bezpiecznego łikendu i kontrolować ich co kilkanaście kilometrów, by im łagodnie uniemożliwić przyjazd i pokazać kto tu rządzi?) , ktoś koordynował całą akcję porządkową w Warszawie. Dlatego jest to ważne, bo wszyscy ci ludzie ze szczebla centralnego, władz miasta Warszawy i policji którzy odpowiadali za to wszystko powinni podać się do dymisji. ( A w świetle późniejszych dowodów, to nawet powinni stanąć przed sądem).

Można by powiedzieć, że dziwny to czas nastał, że idąc z flagą można zostać zaatakowany w Dzień Niepodległości i zostać okrzykniętym nazistą. Proszę jednak traktować to jak "memento", że władza jest niebezpieczna a jej funkcjonariusze chronieni w swej nieodpowiedzialności...

piątek, 9 września 2011

W odpowiedzi na apel.

Dlaczego szokuje nas kogo zatrudnia telewizja do robienia szoł dla gawiedzi? To medium właśnie powstało w tym celu by trupy muzykantów i tancerzy dotarły prosto pod strzechy. W raz z nimi przewędrowali i inni: okoliczne dziady, łachmaniarze i wszelkiej maści wizjonerzy lepszego świata.( Smutne jest to, że wielu naprawdę wielu pragnie tego pod swoim dachem).  Ten konglomerat łatwej rozrywki i propagandy sukcesu wcześniej czy później musiał zblatować się z postacią jeszcze bardziej wyrazistą jak blednące  w zetknięciu z rzeczywistym światem mrzonki o trzech milionach mieszkań, darmowej szkole, wyższych zasiłkach, niskich podatkach, czy zielonej wyspie. Po wyskokach wesołków i szczerych deklaracjach poparcia dla odmieńców płciowych przyszedł czas na satanistów. Zatem skąd to zdziwienie? Mieliśmy już trzecią drogę w gospodarce, zamiast uczciwej pracy, mieliśmy już trzecią płeć, zamiast odpowiedzialności rodziny za swoją przyszłość, mamy też trzecią wiarę, czyli tolerancję w imię wolności. Obecność osobników pokroju "N*****a" w telewizji to skutek wcześniejszej niemocy, tak naprawdę zaniechania jakiegokolwiek działania sprzeciwiającego się tek okropnej polityce "tolerancji" i "politycznej poprawności" w imię lepszego jutra...(?) . Podsumowując napiszę tylko tyle: Nasze wybory dokonywane w codziennym życiu obnażają  naszą moralność. Czy musimy wybierać rozrywkę, by poczuć swoją godność? Czy musimy popierać popularniejszych, by poczuć się silniejszym? Jaka jest nasza prawdziwa wartość, gdy jesteśmy jednym z rodzaju przeżuwaczy; bez refleksji, bez ambicji. Nie wolno dać się uwieść, bo ciężki los uwiedzionego... (Już byli tacy, co poszli za tymi, co wołali, że wszystko będzie bezpłatne, łatwe i przyjemne).
Ktoś kiedyś powiedział, że telewizor w domu, to otwarte drzwi przez które wchodzi  do środka każdy: i profesor i menel. To, że wasze dzieci zacznie kołysać diabeł nie dziwi mnie wcale. Od lat słyszę, że trzeba poprzeć mniejsze zło, by nie marnować głosu. Od lat słyszę, że może oni coś dadzą. No to dają...

niedziela, 24 lipca 2011

Całkiem niedawno...

W dniu 12-07-2011 roku w Sanockim Domu Kultury, odbył się koncert zespołu "The Standing Stones", oraz Iwo Załuskiego. Licznie zebrana publiczność wysłuchała utworów Michała Kleofasa Ogińskiego, Amelii Załuskiej, Chopina, oraz kompozycje muzyki Celtyckiej, w tym hymn Walii, skąd pochodzi zespół. Występ swój zakończyli utworem skomponowanym specjalnie dla "The Standing Stones", przez Iwo Załuskiego pt."Jemioła".  Druga część koncertu to występ samego Iwo Załuskiego.  Każdy utwór p. Załuski opatrywał kilkoma słowami wstępu, przybliżając tym samym historię swojego rodu zebranej publiczność. Wizyta Iwo Załuskiego w Sanoku oprócz koncertu, wiązała się również z przekazaniem Muzeum Historycznemu drzewa genealogicznego rodziny Ogińskich i Załuskich. Pan Andrzej Romaniak  reprezentujący dyrekcję muzeum, dziękując za otrzymany dokument powiedział:"
Muzeum Historyczne jest jak najbardziej odpowiednim miejscem do przechowywania drzewa genealogicznego rodu Załuskich. Trzeba przypomnieć, że już od 1947 r. istnieje ścisły związek między naszą placówką a Załuskimi. Na mocy dekretu o reformie rolnej z września 1944 r., ich majątek w Iwoniczu Zdroju został przejęty przez władzę „ludową” (nawet z pogwałceniem ówczesnego prawa), a zarekwirowane pamiątki rodzinne trafiły do zbiorów sanockiego muzeum. Dopiero w 2008 r. zawarto ugodę pomiędzy naszą placówką a rodziną Załuskich. Ugoda ta jest podawana za wzór w rozstrzyganiu podobnych spraw. Rodzinie zostały zwrócone bezprawnie zabrane przedmioty. Jednak najcenniejsze pod względem artystycznym obrazy pozostały w naszym muzeum. Cztery portrety zostały przez rodzinę Załuskich podarowane naszej placówce, a dwa zakupiono po bardzo preferencyjnej cenie. Dziś możemy je podziwiać w sali portretowej naszego zamku." 
  Po koncercie w rozmowie z p. Iwo Załuskim wspominał nestor  sanockiej fotografii p. Władysław Szulc:"Wysłuchałem koncertu z wielką rozkoszą. Muzyka pana atentatów towarzyszyła mi od dziecka. Ja i moja siostra jako dzieci byliśmy układani do snu przez naszego dziadka, u którego spędzaliśmy wakacje i grał nam do snu właśnie muzykę Ogińskiego. Dziadek grał wiele utworów, ale (chyba) na naszą prośbę grał i to zostało mi w pamięci, "Pożegnanie Ojczyzny" Ogińskiego."
Więcej o wykonawcach.
Iwo Załuski -potomek księcia Michała Ogińskiego. Urodzony w Krakowie w 1939r. Spędził pierwsze 6 miesięcy w Iwoniczu. Uciekł z rodzicami w czasie wybuchu wojny. Dotarł do Wielkiej Brytanii w 1946. Pracował jako nauczyciel muzyki w Londynie. Komponował i wystawiał muzikale w każdym roku kariery. Już na emeryturze podjął badania dzieł muzycznych, w tym Chopina, Liszta i Mozarta. Napisał wraz z małżonką Pamelą 12 książek po angielsku dotyczących dzieł muzyki klasycznej. Jest autorem  „The Ogiński Gene”, historii dynastii Ogińskiego, wydanej po angielsku, rosyjsku i litewsku. Obecnie oczekiwane jest polskie wydanie pt „Pożegnania z Ojczyzną”. Jako pianista wydał 4 CD z utworami Ogińskiego i jego następców. Iwo Załuski koncertuje regularnie w Polsce, na Białorusi i Litwie –  w całości te kraje były  „ojczyzną rodu Ogińskich”.

The Standing Stones
Młody zespół "The Standing Stones" powstał 2 lata temu gdy poproszono Iwa Załuskiego  o opiekę nad dziećmi w lokalnym „klubie niedzielnym” w miejscowym  kościele. Z pracy tej "wyrósł" kwintet, dla którego  Iwo komponował i pisał aranżacje. Członkowie zespołu pochodzą z pięknego miasteczka St. Davids, położonego na wybrzeżu atlantyckim.  The Standing Stones, brali udział w koncercie muzyki polskiej na cześć roku Chopinowskiego.  Grali utwory Chopina i Michała Kleofasa Ogińskiego. I w ten sposób 5 młodych Walijczyków zapoznali swój naród z "nieznaną" muzyką polską. Dziś jako dorastająca młodzież występując pod znakiem „Biały Orzeł i Zielony Smok” przedstawiają urozmaicony repertuar, w tym utwory Chopina, Ogińskiego i Karola i Amelii Załuskich, jako też melodie walijskie i celtyckie. Oto wzajemna wymiana kultury i muzyki."




http://esanok.pl/2011/muzyczna-uczta-w-sanockim-domu-kultury.html

sobota, 26 marca 2011

Co w piosence gra?

Motto brzmi: "Sowy nie są tym czym się wydają". Według niego można zaobserwować wiele ciekawych rzeczy. Jako, że wszyscy słuchają muzyki, rozkoszują się ludzie dźwiękami mniej, lub bardziej, to przykład "muzyczny" będzie jak najbardziej na miejscu. Oto w jakimś programie jak ja to nazywam "gawiedziowym", gdzie siedzi grupa znawców i ocenia pretendentów na gwiazdę, zobaczyłem Korę. O Kora!-  pomyślałem. No i pech, bo wtedy przypomniałem sobie wywiad, dość głośny bardzo, kiedy to latem zeszłego roku Kora wyśpiewała piosenkę i jednocześnie wyznała jak to była molestowana przez księdza w wieku swej młodości... (  http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100620/KRAJSWIAT/878834261  )  Myślałem sobie: "zaraz, zaraz, to tak bez echa przeszło? Taka gwiazda jeszcze za czasów PRL-u, a dopiero teraz zebrało się jej na wyznania i to takiej natury? W tamtym czasie, to byłby hit dla władz. Mogła by go jeszcze palcem wskazać i ciup, a dziś to najwyżej pobełkoczą w radiu, albo dadzą to na trzecią stronę "Nie". Jednak skoro przeszła taką traumę, to znaczy, że gdzieś musiał zostać ślad. Artystyczna dusz musi się wyżyć, no musi i nawet poetycko, ale zawsze to coś opisze... Musi być jakieś nawiązanie, coś co zaprowadzi do tego "księdza".  Jest taki utwór on ma pewnie trzydzieści lat, albo i więcej i tam leci tak: "I nagle dzwony dzwonią i ciało me płonie, kocham cię..."
Gdyby nie te dzwony, nie było by "Zabawy w chowanego"...

czwartek, 24 marca 2011

Zamek.


Dziś napiszę o zamku w Sanoku. Bardzo ulubione przeze mnie miejsce. Jedno z nielicznych miejsc w Sanoku, gdzie jest miło i spokojnie. Zasługa miejsca i ludzi, którzy tam pracują.
Mając w pamięci to, że " sowy nie są tym czym się wydają", zawsze staram się patrzeć na zastaną rzeczywistość inaczej. Doświadczenie tak mnie nauczyło. Przebywanie w obiektach z historią daje człowiekowi refleksję przemijania, a rzeczy dokonane przez naszych przodków uczą wzajemnego szacunku i pokory. To jest dobre.  Jednak dziś stawiam tezę, która brzmi: " To nie jest Sanok". Mam na myśli litografię Napoleona Ordy wydaną w 1880 roku. Rysunek 1. Dlaczego nie? Co zatem? Przyznam się, że nie znalazłem do dziś miasta, które było by podobne, nic nie przychodzi mi do głowy. Dlatego trudniej jest powiedzieć, że jeden kruk jest biały. Jednak...
Sanok to miasto o długiej historii. Znacznie dłuższej jak podają źródła historyczne. Jak stary jest Sanok? Kto wie, może tak stary jak cały nasz świat? Skoro jest stary, nawet tylko tyle jak podają historycy, to co nim wiemy? Naprawdę niewiele. Prawie nic. Dlaczego tak jest nie będę się rozpisywał. Zatem od początku: Sanok miasto warowne z prawem składu rozwijał się skokowo. Wiele czynników miało wpływ na liczbę mieszkańców i ich dostatek. Sanok znikał wielokrotnie w płomieniach. Płoną w roku 1457, 1470, 1514, 1566. W 1604 spłoną kościół franciszkanów. W 1632 znowu pożar. Gdzieś mieszkańcy musieli przebywać w tym czasie, kiedy następowała odbudowa, a może wielu bezpowrotnie opuściło to miejsce? Nie wiem ile osób zginęło w pożarze.  Jednak miasto dotrwało do naszych czasów i to jest piękne! Gdzieś między czasie Sanok został "sportretowany" przez Napoleona Ordę i niestety nie pasuje mi to to reszty układanki. Po prawej stornie zdjęcia widać miasto i to wcale nie małe. W okolicy Sanoka nie ma czegoś takiego. Patrząc od lewej widać wieże - prawie dwie. Nie może to być wieża kościoła Przemienienia Pańskiego, bo wtedy go tam nie było. Ksiądz Czaszyński (świeć Panie nad jego duszą) ( pochodził z moich rodzinnych okolic) rozpoczął budowę kościoła w roku 1874, a poświęcony został w roku 1886. Bez wież. Wieże ukończono kilkanaście lat później. Napoleon Orda już nie mógł tego namalować. Nie są to wieże kościoła pw. Świętego Archanioła Michała, bo ten spłoną w 1782, a rozebrane zostały pozostałości w 1788 roku. Kościół franciszkanów? Też nie, bo w 1872 spalił się dach i sklepienie, wieżę przebudowano dopiero 1896 roku, dostosowując ją do podwyższonej kondygnacji klasztoru. Sygnaturka obecny kształt według źródeł otrzymała w 1896 r. Popatrzmy teraz na rysunek dwa i trzy (od góry licząc). Na rysunku Kostrzewskiego widzimy zamek w Sanoku podparty(!) kołkami. Dlaczego? Zanotowano w roku 1765 bardzo zły stan zamku. W XIX wieku mury częściowo rozebrano (o tym za chwilę, bo to może być sensacja nr.2, albo 1), a  w 1912 rozebrano skrzydło zamku. (Tak na marginesie, to dziś powstaje w tym miejscu piękna nowa budowla z przeznaczeniem na galerię obrazów Beksińskiego i inne ekspozycje.). Zdjęcie trzecie, to litografia Stęczyńskiego z 1846 roku. Ma się to nijak do wielkiej budowli w bardzo dobrym stanie jaką widzimy na rys. Napoleona Ordy. Zatem, albo jest to  jego wariacja na temat, albo jest to inne miasto. W każdym razie nie jest to Sanok. Szkoda? Nie.  Już niedługo o tajemniczej wieży zamkowej, zaginionym skrzydle zamku, czyli jak ja to widzę. A co? Mam dobrą intuicję i wiem gdzie co leżeć może.
Fotografie ze strony: 
http://zamki.res.pl/sanok.htm