Motto brzmi: "Sowy nie są tym czym się wydają". Według niego można zaobserwować wiele ciekawych rzeczy. Jako, że wszyscy słuchają muzyki, rozkoszują się ludzie dźwiękami mniej, lub bardziej, to przykład "muzyczny" będzie jak najbardziej na miejscu. Oto w jakimś programie jak ja to nazywam "gawiedziowym", gdzie siedzi grupa znawców i ocenia pretendentów na gwiazdę, zobaczyłem Korę. O Kora!- pomyślałem. No i pech, bo wtedy przypomniałem sobie wywiad, dość głośny bardzo, kiedy to latem zeszłego roku Kora wyśpiewała piosenkę i jednocześnie wyznała jak to była molestowana przez księdza w wieku swej młodości... ( http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100620/KRAJSWIAT/878834261 ) Myślałem sobie: "zaraz, zaraz, to tak bez echa przeszło? Taka gwiazda jeszcze za czasów PRL-u, a dopiero teraz zebrało się jej na wyznania i to takiej natury? W tamtym czasie, to byłby hit dla władz. Mogła by go jeszcze palcem wskazać i ciup, a dziś to najwyżej pobełkoczą w radiu, albo dadzą to na trzecią stronę "Nie". Jednak skoro przeszła taką traumę, to znaczy, że gdzieś musiał zostać ślad. Artystyczna dusz musi się wyżyć, no musi i nawet poetycko, ale zawsze to coś opisze... Musi być jakieś nawiązanie, coś co zaprowadzi do tego "księdza". Jest taki utwór on ma pewnie trzydzieści lat, albo i więcej i tam leci tak: "I nagle dzwony dzwonią i ciało me płonie, kocham cię..."
Gdyby nie te dzwony, nie było by "Zabawy w chowanego"...
sobota, 26 marca 2011
czwartek, 24 marca 2011
Zamek.
Dziś napiszę o zamku w Sanoku. Bardzo ulubione przeze mnie miejsce. Jedno z nielicznych miejsc w Sanoku, gdzie jest miło i spokojnie. Zasługa miejsca i ludzi, którzy tam pracują.
Mając w pamięci to, że " sowy nie są tym czym się wydają", zawsze staram się patrzeć na zastaną rzeczywistość inaczej. Doświadczenie tak mnie nauczyło. Przebywanie w obiektach z historią daje człowiekowi refleksję przemijania, a rzeczy dokonane przez naszych przodków uczą wzajemnego szacunku i pokory. To jest dobre. Jednak dziś stawiam tezę, która brzmi: " To nie jest Sanok". Mam na myśli litografię Napoleona Ordy wydaną w 1880 roku. Rysunek 1. Dlaczego nie? Co zatem? Przyznam się, że nie znalazłem do dziś miasta, które było by podobne, nic nie przychodzi mi do głowy. Dlatego trudniej jest powiedzieć, że jeden kruk jest biały. Jednak...
Sanok to miasto o długiej historii. Znacznie dłuższej jak podają źródła historyczne. Jak stary jest Sanok? Kto wie, może tak stary jak cały nasz świat? Skoro jest stary, nawet tylko tyle jak podają historycy, to co nim wiemy? Naprawdę niewiele. Prawie nic. Dlaczego tak jest nie będę się rozpisywał. Zatem od początku: Sanok miasto warowne z prawem składu rozwijał się skokowo. Wiele czynników miało wpływ na liczbę mieszkańców i ich dostatek. Sanok znikał wielokrotnie w płomieniach. Płoną w roku 1457, 1470, 1514, 1566. W 1604 spłoną kościół franciszkanów. W 1632 znowu pożar. Gdzieś mieszkańcy musieli przebywać w tym czasie, kiedy następowała odbudowa, a może wielu bezpowrotnie opuściło to miejsce? Nie wiem ile osób zginęło w pożarze. Jednak miasto dotrwało do naszych czasów i to jest piękne! Gdzieś między czasie Sanok został "sportretowany" przez Napoleona Ordę i niestety nie pasuje mi to to reszty układanki. Po prawej stornie zdjęcia widać miasto i to wcale nie małe. W okolicy Sanoka nie ma czegoś takiego. Patrząc od lewej widać wieże - prawie dwie. Nie może to być wieża kościoła Przemienienia Pańskiego, bo wtedy go tam nie było. Ksiądz Czaszyński (świeć Panie nad jego duszą) ( pochodził z moich rodzinnych okolic) rozpoczął budowę kościoła w roku 1874, a poświęcony został w roku 1886. Bez wież. Wieże ukończono kilkanaście lat później. Napoleon Orda już nie mógł tego namalować. Nie są to wieże kościoła pw. Świętego Archanioła Michała, bo ten spłoną w 1782, a rozebrane zostały pozostałości w 1788 roku. Kościół franciszkanów? Też nie, bo w 1872 spalił się dach i sklepienie, wieżę przebudowano dopiero 1896 roku, dostosowując ją do podwyższonej kondygnacji klasztoru. Sygnaturka obecny kształt według źródeł otrzymała w 1896 r. Popatrzmy teraz na rysunek dwa i trzy (od góry licząc). Na rysunku Kostrzewskiego widzimy zamek w Sanoku podparty(!) kołkami. Dlaczego? Zanotowano w roku 1765 bardzo zły stan zamku. W XIX wieku mury częściowo rozebrano (o tym za chwilę, bo to może być sensacja nr.2, albo 1), a w 1912 rozebrano skrzydło zamku. (Tak na marginesie, to dziś powstaje w tym miejscu piękna nowa budowla z przeznaczeniem na galerię obrazów Beksińskiego i inne ekspozycje.). Zdjęcie trzecie, to litografia Stęczyńskiego z 1846 roku. Ma się to nijak do wielkiej budowli w bardzo dobrym stanie jaką widzimy na rys. Napoleona Ordy. Zatem, albo jest to jego wariacja na temat, albo jest to inne miasto. W każdym razie nie jest to Sanok. Szkoda? Nie. Już niedługo o tajemniczej wieży zamkowej, zaginionym skrzydle zamku, czyli jak ja to widzę. A co? Mam dobrą intuicję i wiem gdzie co leżeć może.
Fotografie ze strony:
http://zamki.res.pl/sanok.htm
sobota, 20 listopada 2010
Dziś odnośnik do wystąpienia pana Michalkiewicza.
Oto link do wystąpienia, jak zawsze spójnego i dotykającego sedna sprawy.
http://korwin-mikke.pl/wideo/pokaz/to_nie_jest_wazne_do_jakiej_partii_zapisze_sie_ten_tlusciutki_europosel_/848
http://korwin-mikke.pl/wideo/pokaz/to_nie_jest_wazne_do_jakiej_partii_zapisze_sie_ten_tlusciutki_europosel_/848
piątek, 19 listopada 2010
Do koryta...
Wyścig do koryta rozpoczęty, a każdy sposób jest dobry. Są dwie możliwości: albo ludziska lubią jak się im wciska kit, albo ci wciskacze mają odbiorców za ofermy. Czasem przychodzi mi na myśl trzecie rozwiązanie, czyli takie, że jednak popieramy jako nacja socjalizm, sprawiedliwość społeczną i wszystkim sprawiedliwie po równo, jak i też wszystko za darmo, byle by to mi było dobrze a ktoś inny płacił. Nie wiem jak to idzie w parze z VII przykazaniem, ale ostatnio nawet niektórzy głosiciele słowa Bożego jakoś i na to nie zwracają uwagi. Ważne byś "tak o Bogu mówił aż drugiemu szczęka opadnie." Coś wygląda, że rzeczywistość ma więcej wspólnego z "tak, ale", niż tak - tak, nie - nie. Jednak sprawiedliwi będą po prawicy Boga, a nam się starać, by tam się znaleźć. Nic ponad to.
Oto masa kandydatów deklaruje jak to będą dbać o osoby starsze, o boiska i place zabaw, o opiekę nad szpitalami, szkoły chodniki, ulice, lepsze pozyskiwanie środków i parkingi, pieszych i zawsze, chociaż mają palikotowy światopogląd, będą strzec wiary w Boga i tradycji przede wszystkim. Jeśli zrealizują oni swoje pragnienia, marzenia, ale przede wszystkim zwykłych mieszkańców potrzeby, to naprawdę nikt nie będzie musiał się o nic martwić, bo bezrobotni znajdą pracę, chociaż nie wiem po co, bo i bezrobotni będą szczęśliwi, bo otoczy się ich opieką, bezdzietni posiądą dzieci, a ci z pracą będą mieli lżej, a ci z dziećmi "ulżą sobie", podobnie jak ci z dziadkami oddając ich pod opiekę czułych i troskliwych istot - opiekunów. Nie zabraknie kultury i sportu, nie zabraknie rozrywki i turystyki; każdy znajdzie coś dla siebie. Trzeba jednak wybrać tych najlepszych, którzy najbardziej czują potrzeby mieszkańców, bo już, już a skończą się środki unijne i ktoś tylko sprytny wie jak je pozyskać.
Niestety nadchodzące lata nie zapowiadają się tak miło i wesoło; dług państwa rośnie w zastraszającym tempie, pieniędzy z budżetu centralnego będzie co raz mniej. Będziemy musieli sobie radzić sami, ale niestety Sanok i okolica odpływa od reszty Polski co raz bardziej gdzieś w dal... Nie pomogą tu rankingi i plebiscyty - niewielu ludziom opłaca się tu mieszkać. Może jest sportowo, kulturalnie i swojsko, ale tym w piecu nie napali i dzieci nie nakarmi. Nawet sukces wystawy Beksińskiego w Brukseli niewiele tu pomoże. Dlaczego? Kolej zamknięta, ale jak zwykle lokalne władze budzą się dopiero teraz i protestu im się zachciewa. Do Mielca od Kolbuszowej biegnie piękna wyremontowana droga, aż miło. Do Rzeszowa pędzi autostrada, a do Krosna co raz bliżej nadciąga S19. Wszystkie te miasta też walczą o inwestorów, też chcą zatrzymać mieszkańców, a niestety mają bliżej do świata. A Sanok? Sanok nie może zdecydować się na obwodnicę, ślizga się na lodzie, wybiera sobie za posłów pięknoduchów i jest co raz bardziej pusty. Potrzeba nam, jeśli w Polsce jest o niego trudno, chociaż na miejscu kolejnego Wilczka.
Oto masa kandydatów deklaruje jak to będą dbać o osoby starsze, o boiska i place zabaw, o opiekę nad szpitalami, szkoły chodniki, ulice, lepsze pozyskiwanie środków i parkingi, pieszych i zawsze, chociaż mają palikotowy światopogląd, będą strzec wiary w Boga i tradycji przede wszystkim. Jeśli zrealizują oni swoje pragnienia, marzenia, ale przede wszystkim zwykłych mieszkańców potrzeby, to naprawdę nikt nie będzie musiał się o nic martwić, bo bezrobotni znajdą pracę, chociaż nie wiem po co, bo i bezrobotni będą szczęśliwi, bo otoczy się ich opieką, bezdzietni posiądą dzieci, a ci z pracą będą mieli lżej, a ci z dziećmi "ulżą sobie", podobnie jak ci z dziadkami oddając ich pod opiekę czułych i troskliwych istot - opiekunów. Nie zabraknie kultury i sportu, nie zabraknie rozrywki i turystyki; każdy znajdzie coś dla siebie. Trzeba jednak wybrać tych najlepszych, którzy najbardziej czują potrzeby mieszkańców, bo już, już a skończą się środki unijne i ktoś tylko sprytny wie jak je pozyskać.
Niestety nadchodzące lata nie zapowiadają się tak miło i wesoło; dług państwa rośnie w zastraszającym tempie, pieniędzy z budżetu centralnego będzie co raz mniej. Będziemy musieli sobie radzić sami, ale niestety Sanok i okolica odpływa od reszty Polski co raz bardziej gdzieś w dal... Nie pomogą tu rankingi i plebiscyty - niewielu ludziom opłaca się tu mieszkać. Może jest sportowo, kulturalnie i swojsko, ale tym w piecu nie napali i dzieci nie nakarmi. Nawet sukces wystawy Beksińskiego w Brukseli niewiele tu pomoże. Dlaczego? Kolej zamknięta, ale jak zwykle lokalne władze budzą się dopiero teraz i protestu im się zachciewa. Do Mielca od Kolbuszowej biegnie piękna wyremontowana droga, aż miło. Do Rzeszowa pędzi autostrada, a do Krosna co raz bliżej nadciąga S19. Wszystkie te miasta też walczą o inwestorów, też chcą zatrzymać mieszkańców, a niestety mają bliżej do świata. A Sanok? Sanok nie może zdecydować się na obwodnicę, ślizga się na lodzie, wybiera sobie za posłów pięknoduchów i jest co raz bardziej pusty. Potrzeba nam, jeśli w Polsce jest o niego trudno, chociaż na miejscu kolejnego Wilczka.
środa, 17 listopada 2010
Ciekawe rzeczy można wyczytać.
Można je wyczytać z ust ministra obrony w rządzie Pis... ups..., chciałem powiedzieć z ust ministra spraw zagranicznych w rządzie PO, Radka Sikorskiego. ( Krewny gen. Sikorskiego, czy tak im się w dowód wpisało? No nie ważne). Otóż mówi on, że "czuje się upokorzony jako Polak i jako minister, że na to się zanosi." Chodzi mu o to, że Anna Fotyga i Antoni Macierewicz polecieli do USA szukać wsparcia w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej. Ja na jego miejscu bym się tak nie pienił. Lecieć wolno i rozmawiać wolno. Wstyd? Jaki wstyd? Skoro taki hardy minister, to czego się bać, albo wstydzić? Kogo ci państwo reprezentują? No, mnie nie. Wstydzić to ja się mogę za pana ministra spraw zagranicznych, który mówi ustami swojemi: " Gdyby Macierewicz i Fotyga uzyskali zapisy z ostatniej ostatniej rozmowy prezydenta (Lecha Kaczyńskiego - red.), to bym im pogratulował - stwierdził polityk." (za onet.pl). Oto jest sedno! Gdyby uzyskali zapisy z ostatniej rozmowy prezydenta! Zatem wniosek nasuwa się sam: 1. "Sojusznicy" podsłuchują nasze władze naczelne. Znaczy to, że albo dupki nie potrafią tego szyfrować, albo nie mogą inaczej. 2. Zapisy rozmów posiadają amerykanie, a nie "nasze" służby - cały BOR zatem do obory. 3. Nie chcą nam za cholerę tego przekazać, co stawia min. spraw zagranicznych na pozycji dupka, bo nie potrafił tego załatwić. 4. Skoro amerykanie nie chcą nam tego przekazać, to nie jest ich "widzi mi się", tylko trochę grubsza afera. To już nie wstyd, to bezsilność. No, ale po co zajmować się polityką, lepiej budować boiska... i myślę, że chodzi o pierwotne znaczenie tego słowa.
odnośnik: http://tiny.pl/hw1ch
odnośnik: http://tiny.pl/hw1ch
niedziela, 14 listopada 2010
Sztuka, to nie umiejętność.
Dzisiejsze elektroniczne wydanie "Nowin", "krzyczy": "Kupiłeś mieszkanie bez kredytu? Wybudowałeś szybko dom? Skarbówka sprawdzi, skąd miałeś na to pieniądze. Jeśli nie potrafisz udowodnić, że legalnie je zarobiłeś, dostaniesz domiar - 75 procent." Oto skala władzy państwa faszystowskiego: decyduje o wszystkim i o każdym. Człowiek ma pieniądze, a skąd? Jeśli nie masz dowodu, że ukradł, to co cię to obchodzi? A jednak i to nie jest już oczywiste. Socjalizm, to ustrój ludzi zawistnych i takich promuje, a gdy dodamy do tego, reakcję urzędników na donosy - anonimy, dziurę budżetową Dolaldu Tusku, otrzymujemy właśnie takie ciche dożynki na własnych obywatelach. Oczywiście, że w dalszej części rzeczonego artykułu czytamy jak się przed tym bronić - jedynie doradcy podatkowi mogą obronić cię przed tą przykrością. Co dobitnie ukazuje, jak ludzie systemu na obywatelach tzw. III RP zarabiają, a władza co jedno potrafi, do gnębić nas jak nie jeden okupant. Dla takiej sztuki nie potrzeba żadnych umiejętności, trzeba tylko wiedzieć na kogo i komu donieść. Miedzy innymi dlatego łatwiej o pracę za granicą, dlatego tam chętniej ludzie wyjeżdżają, dlatego tam budują swoje szczęście. Jak podają serwisy internetowe w ostatnich latach z Polski na stałe wyjechało ponad 2 miliony obywateli. Każdy z nich mógł wydać złotówkę dziennie.... okupacja trwa.
Odnośnik do cytowanego artykułu:
http://tiny.pl/hw5mk
Odnośnik do cytowanego artykułu:
poniedziałek, 8 listopada 2010
Prawo serii, a może divide et impera?
Gorąco, pomimo jesiennej aury. Ledwo skończyła się histeria spod pałacu prezydenckiego, zaczęły się dopalacze. Dopalacze, jak sama nazwa wskazuje szybko się palą, więc ich wypalenie skutkowało strzałami w biurze europosła... Czemu tu się dziwić, kiedy w ciężkich czasach lud wyczekuje przed telewizornią rozrywki? Zatem od samego początku istnienia trzeciej RP władze bez względu na kolory tą rozrywkę zapewniają. Rządy Pełniącej Obowiązki PZPR robią furorę nie małą, ale według teorii, że swój swojego zawsze znajdzie, wcale mnie to nie dziwi; mały złodziej wyczuwa dużego i poprze go na pewno. No ale, czego się spodziewać po facetach walczących z pedofilią, a jednocześnie popierających parady "gejów", czyli ewidentnych zboczeńców. Czyżby przez niedoinformowanie gej kojarzy im się jakoś ekologicznie? Wiadomo, że jeden z tych naczelnych "gejów" III RP nazywa się Niemiec, a premier przez dziadka miał jakieś z nimi powiązania, więc może jakiś sojusz? Kto to wie? Poseł Palikot wówczas machający sztucznym fiutem w koszulce wiadomej treści własną piersią stawał w obronie mniejszości(?), by dziś już na czele swojego ugrupowania zapowiadać protesty przed pałacami biskupimi i w ten sposób dać wyraz poparcia dla "in vitro". Czym on chce to zapłodnienie pozaustrojowe wywołać, nie trzeba się domyślać, ale facet ze "sztucznym instrumentem"w garści, a poseł budzi politowanie i podejrzliwość jednocześnie. Tak więc nasza "przodowniczka" urozmaica nam i sobie życie wywołując i ścigając afery, jednocześnie jeżdżąc na miejsce wypadków komunikacyjnych jak premier wybierał się był do Berlina. No ale to w Ameryce pośledni aktorzy stawali się wielkimi politykami, a w naszym (chyba naszym) kraju marni politycy prą na ekran by błyszczeć jak gwiazda filmowa. No i długo nie trzeba czekać, bo specjalistka od przekopywania ziemi z największą starannością po katastrofie Tu, pani ministerka Ewa Kopaczowa, działa ostro i stanowczo(cytat za TVN24.pl):
"Ewa Kopacz się nie przejmuje. - Wolny kraj, każdy może sobie zrobić co chce. Ja tych pogróżek - tu trzeba ją odwołać, tu jest najgorszym ministrem - od trzech lat systematycznie wysłuchuję dwa razy dziennie. Jak pan widzi, świetnie się czuję, tylko mnie to mobilizuje do pracy ".Wolny i każdy może robić co chce, ale dopłaty do in vitro, to już od każdego z kieszeni. Na to wszystko nakłada się poseł Niesiołowski, który jest grożony. Tak właśnie, jest grożony, (taki neologizm) bo twardziej platformy boi się o swoje życie; wpis na jakimś forum bardzo go przestraszył i domaga się ochrony. No ale co cię nie zabije, to cię wzmocni, nieprawdaż? Po tych wszystkich przypadkach stwierdzam, że nic tak nie zadowala człowieka jak boisko w każdej gminie, bo jak w trzeciej rzeszy, były armaty zamiast masła, tak i u nas coś być musi. Lud to kupi, a na święta złapie się za goły tyłek, a co po nowym roku, to nie wspomnę.
"Ewa Kopacz się nie przejmuje. - Wolny kraj, każdy może sobie zrobić co chce. Ja tych pogróżek - tu trzeba ją odwołać, tu jest najgorszym ministrem - od trzech lat systematycznie wysłuchuję dwa razy dziennie. Jak pan widzi, świetnie się czuję, tylko mnie to mobilizuje do pracy ".Wolny i każdy może robić co chce, ale dopłaty do in vitro, to już od każdego z kieszeni. Na to wszystko nakłada się poseł Niesiołowski, który jest grożony. Tak właśnie, jest grożony, (taki neologizm) bo twardziej platformy boi się o swoje życie; wpis na jakimś forum bardzo go przestraszył i domaga się ochrony. No ale co cię nie zabije, to cię wzmocni, nieprawdaż? Po tych wszystkich przypadkach stwierdzam, że nic tak nie zadowala człowieka jak boisko w każdej gminie, bo jak w trzeciej rzeszy, były armaty zamiast masła, tak i u nas coś być musi. Lud to kupi, a na święta złapie się za goły tyłek, a co po nowym roku, to nie wspomnę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)